Jesteśmy w szpitalu już dobrych parę godzin. J-Hope, Jimin, Jin i V pojechali do domu się przespać, żeby potem nas zmienić, tzn nie mnie, ale Suge, Jungkooka i Yonkę.
Z sali, w której leżała June wyszedł lekarz.
-Kto jest z rodziny?-zapytał, a ja podniosłem rękę-Zapraszam ze mną-powiedział i ruszyliśmy białym korytarzem do jego gabinetu-Proszę siąść-wskazał na krzesło i sam zajął miejsce za biurkiem.
-Co z nią?-zapytałem łamiącym się głosem-Co z dzieckiem?
-Wszystko będzie dobrze, stan jest stabilny. Akcję serca zatrzymało to, że pańska narzeczona była zdenerwowana i szok spowodowany wypadkiem zrobił swoje-przerwał-Wyjdzie z tego, będzie musiała się tylko oszczędzać.
-A z dzieckiem?-zapytałem.
-Bardzo mi przykro.. Niestety poronila, uderzenie było zbyt silne. Pacjentka jest młoda, będzie mogła jeszcze mieć dzieci jeżeli nie uszkodziło macicy. Proszę się nią zająć.
-Dziękuję-powiedziałem załamany, podałem mu rękę i wyszedłem z gabinetu.
-Dziękuję-powiedziałem załamany, podałem mu rękę i wyszedłem z gabinetu.
Skierowałem się w stronę sali.
-I?-zapytali wszyscy równo.
-Będzie dobrze..Niestety poronila-powiedziałem-Ale z nia ok- na ich twarzach pojawiły się delikatne uśmiechy-Wejdę do niej-powiedziałem, wziąłem fartuch i wszedłem do sali. Usiadłem obok łóżka blondynki i złapałem ją za rękę-Moja mała June...-zacząłem-To moja wina.. Tak strasznie cię przepraszam.. Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. Nasze dziecko nie żyje - zacząłem płakać-To moja wina.. Tak mi przykro..
June poruszyła delikatnie palcami i otworzyła oczy.
-Namjoon-wyszeptała.
-Csiii-powiedziałem.
-Co z dzieckiem? - zapytała, a po moich policzkach spłynęła łza-Poroniłam? - pokiwałem delikatnie głową, a blondynka wzięła głęboki oddech-Chce stąd wyjść..
-Nie możesz - powiedziałem stanowczo.
-Mogę - odparła - Załatw to.
Wziąłem głęboki oddech i wyszedłem z sali.
-Co jest? - zapytał Suga.
-Ona chce wyjść...
-Nie zgadzam się - wrzasnął Suga.
-To jej sprawa - powiedziała Yonka.
-Pójdę to załatwić - powiedziałem i poszedłem do lekarza.
***
*June*
Lekarz nie zgodził się, żebym wyszła tego samego dnia, więc musiałam wyjść tydzień później. Byłam załamana stratą dziecka, ale bardziej bolał mnie stan Namjoona, który cały czas się obwiniał, że to jego wina. Nie chciał chodzić do pracy, uczestniczyć w wywiadach, ani koncertach.
-Gotowa? - wszedł do sali z moim wypisem, a ja wstałam i wyszliśmy.
Byliśmy u mnie w domu. Normalnie RM powinien być w pracy, ale poprosił o wolne, żeby mógł mnie odebrać. Usiedlismy u mnie w salonie.
-Pogadamy?-zapytałam cicho.
-Okay - odparł obojętnie.
-Skarbie - przysunelam się do niego - To nie twoja wina.. To ja mogłam jechać wolniej.
-Ale to ja ci przygadalem.
-Miałeś prawo, powiedziałeś coś, czego nikt inny nie miał odwagi powiedzieć.
-Jestem chujem-głos mu się załamał - Zabiłem nasze dziecko...
-Nie zabiłes!-wrzasnelam.
-Jak to nie?
-Nie uderzyłam brzuchem.. - wzięłam głęboki oddech-Poronilzm naturalnie.. Moja mama też tak miala...
Co? - Namjoon wstał i nie wierzył w to co mówię.
June poruszyła delikatnie palcami i otworzyła oczy.
-Namjoon-wyszeptała.
-Csiii-powiedziałem.
-Co z dzieckiem? - zapytała, a po moich policzkach spłynęła łza-Poroniłam? - pokiwałem delikatnie głową, a blondynka wzięła głęboki oddech-Chce stąd wyjść..
-Nie możesz - powiedziałem stanowczo.
-Mogę - odparła - Załatw to.
Wziąłem głęboki oddech i wyszedłem z sali.
-Co jest? - zapytał Suga.
-Ona chce wyjść...
-Nie zgadzam się - wrzasnął Suga.
-To jej sprawa - powiedziała Yonka.
-Pójdę to załatwić - powiedziałem i poszedłem do lekarza.
***
*June*
Lekarz nie zgodził się, żebym wyszła tego samego dnia, więc musiałam wyjść tydzień później. Byłam załamana stratą dziecka, ale bardziej bolał mnie stan Namjoona, który cały czas się obwiniał, że to jego wina. Nie chciał chodzić do pracy, uczestniczyć w wywiadach, ani koncertach.
-Gotowa? - wszedł do sali z moim wypisem, a ja wstałam i wyszliśmy.
Byliśmy u mnie w domu. Normalnie RM powinien być w pracy, ale poprosił o wolne, żeby mógł mnie odebrać. Usiedlismy u mnie w salonie.
-Pogadamy?-zapytałam cicho.
-Okay - odparł obojętnie.
-Skarbie - przysunelam się do niego - To nie twoja wina.. To ja mogłam jechać wolniej.
-Ale to ja ci przygadalem.
-Miałeś prawo, powiedziałeś coś, czego nikt inny nie miał odwagi powiedzieć.
-Jestem chujem-głos mu się załamał - Zabiłem nasze dziecko...
-Nie zabiłes!-wrzasnelam.
-Jak to nie?
-Nie uderzyłam brzuchem.. - wzięłam głęboki oddech-Poronilzm naturalnie.. Moja mama też tak miala...
Co? - Namjoon wstał i nie wierzył w to co mówię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz