*June*
Otworzyłam delikatnie oczy. Od razu zaślepiło mi światło, więc zamrugałam kilka razy, żeby się przyzwyczaić. Kiedy to już się stało zobaczyłam, że leżę w jakimś białym pomieszczeniu, a nade mną stoi Taehyung. Po policzkach chłopaka spływały łzy, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- June - wyszeptał.
- Tae.. Co się stało? - zapytałam słabo - Przecież byłam w parku....
- Ktoś cię napadł - wyjaśnił, a we mnie ze zdwojoną siłą uderzyły wspomnienia tamtego wieczoru. "Jeśli nie chcesz studiować, nie zrobisz już nic w tym życiu". Słowa Ashtona huczały mi w głowie - Co się dzieję? - zapytał zmartwiony.
- To Ashton - przyznałam łamiącym głosem - I moja matka...
- Kurwa - przeklnął - Wiedziałem - powiedział wściekle i wyciągnął telefon. Wybrał do kogoś numer i nie czekał długo, aż ten ktoś odbierze - Mieliśmy rację.. Tak... Okay - przerwał - Obudziła się - dodał szczęśliwy - Okay, czekamy hyung - rozłączył się i usiadł na krzesło.
- Długo spałam? - zapytałam kiedy się na mnie spojrzał.
- Tydzień - odparł smutno.
- To bardzo długo... Czemu boli mnie tak brzuch?
- Miałaś operację.. - jego oczy nadal były zaszklone.
- Ale wszystko już dobrze?
- Na szczęście już tak - powiedział z uśmiechem i pocałował mnie w dłoń. Nie wiedziałam kto mnie znalazł, ani jak lekarzom udało się mnie uratować.
Około godziny później wszyscy pojawili się w mojej sali łącznie z Jacksonem, który uśmiechał się szczerze na mój widok.
- Co z premierą książki? - zapytałam wystraszona.
- Odbyła się - powiedziała Yonka - Przyszło ponad 3 tysiące osób - uśmiechnęła się - Wszystkie książki się sprzedały, fani modlili się za ciebie.
- To miłe - powiedziałam. Po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło.
- Było u nas twoja szefowa - powiedział Jin - Dała nam scenariusz - powiedział dumny.
- Długo tu jeszcze zostanę?
- Jeśli wyniki będą dobre wyjdziesz jutro - powiedział Namjoon, który wszedł akurat do sali. Uśmiechnęłam się na jego widok, a Tae mocniej ścisnął moją dłoń.
- Tae - spojrzałam na niego, a on nic nie powiedział tylko odwrócił wzrok.
Posiedzieli ze mną jeszcze dwie godziny i poszli do domu. Został tylko Jackson, który upierał się, że nie zostawi mnie teraz samej. Usiadł na miejsce Tae i przyglądał mi się.
- Czemu się tak patrzysz? - zapytałam.
- Ja cię znalazłem - powiedział cicho - Myślałem, że nie żyjesz.. W pierwszej chwili nie wiedziałem co mam zrobić - przerwał - Bałem się.. Dopiero co poznałem kogoś, kto jest wartościowy i już miałem cię stracić..
- Wszystko jest dobrze - pocieszyłam Jacksona.
- To jest ich wina.
- Nie mów tak - pokręciłam głową - Co z Ashtonem? - zmieniłam temat.
- Zabrali go.. Dostał zarzuty - powiedział nie patrząc na mnie - Będziesz teraz mieszkała u nich?
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami.
- Zabrali twoje rzeczy.. Codziennie ich widziałem.
- Naprawdę?
- Tak - pokiwał głową, a mnie zamurowało. Jackson nie wiedział jak ma się zachować, więc pożegnał się i wyszedł. Lekarz przy wieczornym obchodzie podał mi wyniki i powiedział, że mogę wyjść nawet jutro. Zgodziłam się na to, ponieważ nie lubiłam szpitali i czułam się nich naprawdę nieswojo. Chciałam być już bezpieczna w objęciach Taehyung'a. Nie chciałam wychodzić z domu przez najbliższe dni.
Siedziałam bezradnie na łóżku... nie mogłam spać. Wiedziałam, że ta noc będzie ciężka. Wzięłam głęboki oddech i wstałam powoli. Brzuch nadal mnie bolał i musiałam na siebie uważać. Podeszłam do okna i spojrzałam na niego. Księżyc przysłaniały ciemne chmury. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie tamtą noc. Moje serce zaczęło bić szybciej, więc otworzyłam oczy i próbowałam je uspokoić. To Jackson mnie znalazł.. To on wiedział gdzie mnie szukać.. Nie Tae, nie Namjoon tylko Jackson. Mogę powiedzieć, że drugi raz uratował mi życie... gdyby nie on, pewnie już bym nie żyła.. Wróciłam do łóżka i próbowałam zasnąć.
Następnego dnia przyjechała po mnie Yonka z Jungkookiem i Hoseokiem. Reszta musiała iść do wytwórni nagrać brakujące solówki do piosenki. Założyłam czarne leginsy, bluzę Tae, którą mi przywieźli, trampki, czapkę z daszkiem i ciemne okulary. Podobno pod szpitalem było sporo fanów książki. Nie miałam siły się z nimi spotkać i liczyłam, że uda nam się wyjść tylnym wyjściem, ale niestety nie było takiej możliwości. Wytwórnia przydzieliła chłopakom ochroniarzy, którzy poszli nam na rękę i wyprowadzili nas ze szpitala. Kiedy siedziałam już w busie poczułam się lepiej, jednak nie na tyle dobrze, żeby się odezwać. J-Hope całą drogę do dormy trzymał mnie za rękę. Czułam, że teraz dopiero będę miała problem, żeby gdziekolwiek wyjść, będą gorsi niż moja mama. Z jednej strony to było urocze i kochane, a z drugiej wiedziałem, że nie wytrzymam tego po raz kolejny i nie wiedziałam jak to się skończy.
Kiedy weszliśmy do domu Yonka od razu zaprowadziła mnie do pokoju, który był mój i Taehyng'a.
- Jak ci się podoba? - zapytała dziewczyna. Pokój był duży i przestronny. Znajdowało się w nim łóżko, z drewnianym stelażem nad nim i uroczym baldachimem. Pod oknem stała toaletka, na przeciwko pod drugą ścianą było wejście do garderoby i obok drzwi do łazienki. Przy drzwiach wejściowych stał kominek i sofa, która pomieści może 3 osoby, a może tylko mnie i Tae.
- Uroczo - odparłam obojętnie.
- Oh, uśmiechnij się, chodź pokaże ci coś jeszcze - powiedziała podekscytowana dziewczyna i wyszła na korytarz. Jęknęłam cicho i wyszłam za nią. Zaprowadziła mnie do starego pokoju Tae i otworzyła drzwi. Kiedy weszłam do środka zaniemówiłam. Pokój wyglądał ślicznie. Duże okna, zasłony w stlu Yonki. Pod oknem stał fortepian, obok gitara. W rogu było biurko z poukładanymi starannie nowymi zeszytami do nut i notatnikami. Po lewo od wejścia stała duża biblioteczka zapełniona zupełnie nowymi książkami. Dostrzegłam nawet egzemplarz swojej książki.
- Zapiera dech co? - mruknęła brunetka.
- Oj tak - pokiwałam głową.
- To miejsce specjalnie dla nas - uśmiechnęła się szeroko - Nasza ucieczka od tych debili - zaśmiałam się.
- Jest super - rozejrzałam się jeszcze raz - Pójdę do siebie - dodałam miło i po chwili byłam już w swoim nowym pokoju. Poszłam do garderoby i znalazłam swoje ubrania starannie poukładane. Wyciągnęłam spodenki, koszulkę i poszłam pod prysznic.
Piętnaście minut później leżałam już na łóżku i oglądałam swoją zaszytą ranę brzucha. Kiedy jej dotknęłam łzy napłynęły mi do oczu. Jak on mógł mi to zrobić, jak ona mogła mi to zrobić. Przekręciłam się na bok, przytuliłam swojego pluszaka i zaczęłam szlochać jak niemowlak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz