Szłam do monopolowego. Pogoda była okropna. Bardzo mocno padał deszcz i wiał dość mocny wiatr. Cały czas miałam w głowie słowa Taehyung'a :"albo ja, albo film". Byłam wściekła, on nie mógł postawić mi takiego ultimatum... ja mu nie kazałam wybierać między karierą, a mną. Myślę, że nasz związek nie wypali i nie ma żadnej przyszłości dla niego. Weszłam do sklepu i wzięłam dwie butelki czystej wódki... tak miałam zamiar wypić to sama, chyba że ktoś się dołączy. Zapłaciłam i ruszyłam w drogę powrotną do dormy. Kiedy doszłam na miejsce byłam cała mokra i miałam katar. Trzasnęłam drzwiami i zanim ktoś zdążył pojawić się w korytarzu byłam już w naszej kryjówce i otwierałam jedną butelkę. Rzuciłam mokrą kurtkę w kąt i rozsiadłam się w wygodnym fotelu.
Wzięłam głęboki wdech i upiłam pierwszy łyk. Mój przełyk zaczęło niesamowicie palić, a ja się skrzywiłam.
- Zapomniałam jaka jesteś niedobra - mruknęłam sama do siebie i wzięłam kolejny łyk i kolejny raz się skrzywiłam. Napisałam do Namjoon'a sms'a, żeby przyszedł do mnie. Chłopak po pięciu minutach zapukał w drzwi. Wstałam i przekręciłam klucz.
- Pijesz? - zapytał widząc butelkę. Wszedł do środka i zamknął ponownie drzwi.
- Nie, tylko patrzę - rzuciłam sarkastycznie - Napijesz się?
- Nie - pokręcił głową - Wiesz, że nie możesz pić?
- Bo co? - warknęłam.
- Bo miałaś niedawno operację - chciał mi zabrać butelkę.
- Odpieprz się matko, ok? - spojrzałam na niego złowrogo.
- Nazywaj mnie jak chcesz, ale ja dbam tylko o ciebie... - powiedział poważnie.
- Wyluzuj - zaśmiałam się i wzięłam następny łyk. Nie wiem kiedy, ale opróżniłam już prawie całą butelkę. Gorąco biło ode mnie na kilka metrów, a w głowie mi huczało. Chciało mi się ze wszystkiego śmiać.
- June, kurwa! - warknął Namjoon - Wiem, że Tae zachował się jak skurwiel, ale to nie powód, żeby się upijać.
- A może dla mnie to wystarczy? - zapytałam i rzuciłam pustą butelkę w kąt. Namjoon podszedł do mnie i złapał za dłonie.
- Nie możesz niszczyć sobie życia - spojrzał mi w oczy - Taehyung to mój brat, ale ja nie pochwalam jego zachowania i uważam, że mimo wszystko powinnaś spełniać swoje marzenia June.
- Myślę, że chyba się z nim rozstanę - powiedziałam cicho. Było mi przykro z tego powodu, ale go nie ograniczam, więc on mnie też nie powinien. Strasznie kręciło mi się w głowie i dopiero teraz poczułam, że alkohol mocno we mnie uderzył. Język powoli zaczął mi się plątać, a ja miałam ochotę pocałować Namjoon'a. To na pewno przez alkohol - powtarzałam sobie w myślach. Moją bitwę z samą sobą przerwało natarczywe walenie w drzwi. Chwiejnym krokiem podeszłam do nich i otworzyłam.
- June - powiedział Tae chłodno i spojrzał za moje plecy - Co tu robisz? - warknął do Namjoon'a.
- Przyszedł do mnie - wybełkotałam i oparłam się dość zabawnie o framugę.
- Jesteś kompletnie pijana! - krzyknął.
- Spokojnie tatusiu, zaraz pójdę spać - uśmiechnęłam się słodko.
- Myślałeś, że ją upijesz, a potem przelecisz? - syknął do Namjoon'a.
- Uważaj na słowa gówniarzu - warknął Rap Mon, Tae podszedł do niego i patrzył prosto w oczy. Chciał go uderzyć, ale zdążyłam wbiec pomiędzy nich i to ja dostałam. Gdyby nie Namjoon przewróciłabym się, ale złapał mnie w ostatniej chwili. Potrząsnęłam głową i dotknęłam swojego łuku brwiowego. Spojrzałam na Taehyung'a, który był przerażony, a potem na swoją rękę, na którego była krew.
- O kurwa, krwawię - powiedziałam i zaczęłam się śmiać. Gdybym nie była pijana pewnie zwijałabym się z bólu, ale alkohol na tyle mnie odurzył, że nic nie czułam. Namjoon odepchnął Tae, złapał mnie pod rękę i zaprowadził do łazienki. Na korytarzu minęliśmy wściekłego Seokjin'a, który poszedł do V i trzasnął drzwiami. Weszliśmy do łazienki i RM kazał mi usiąść na wannie, a sam zaczął czegoś szukać w apteczce. Wyjął chyba wodę utlenioną i jakiś gazik. Polał go i przyłożył mi do rany, a ja syknęłam - Zostaw!
- Nie zachowuj się jak dziecko - skarcił mnie i powtórzył czynność.
- To piecze - marudziłam - Długo jeszcze? - w ramach odpowiedzi dostałam tylko jego poirytowany wzrok. Do łazienki wpadła blada Yonka.
- Czy ty kurwa jesteś magnesem na kłopoty? - spojrzała na mnie zła.
- Widocznie tak - burknęłam.
- I jeszcze pijana - spojrzała na Namjoon'a - Powinieneś jej zabrać wódkę!
- Kiedy przyszedłem butelka była już pusta - zaczął się bronić.
- To prawda - pokiwałam głową - Naprawdę szybko ją wypiłam.
- Oh Johanna Louis nie odzywaj się już dzisiaj lepiej dobrze?! - brunetka skarciła mnie.
- Ok mamo... - powiedziałam cicho. Kiedy RM skończył brunetka zaprowadziła mnie do pokoju i położyła spać.
Obudziłam się rano z bólem głowy. Przekręciłam się z jęknięciem na bok i spojrzałam na godzinę. Była 12:00... jak mogli mi dać tak długo spać... a nie zaraz dzisiaj jest niedziela..
Mruknęłam coś pod nosem i podniosłam się z łóżka. Wzięłam zimny prysznic, ubrałam czarne leginsy, luźną bluzę, ciepłe skarpety i zeszłam na dół. W salonie siedzieli wszyscy.
- Woooo - powiedział Hoseok patrząc na mnie - Chyba zapomniałaś pomalować drugiego oka - sama zaczęłam się śmiać, ale Jimin rzucił w chłopaka poduszką.
- Jak się czujesz? - zapytał Jungkook.
- Dobrze, dziękuję - uśmiechnęłam się i popatrzyłam na Tae - Porozmawiamy? - chłopak pokiwał głową i wyszedł za mną do kuchni.
- Chciałem cię przeprosić, ja po prostu nie sądziłem, że tam wbiegniesz - zaczął cicho, a ja mu przerwałam.
- To nie znaczy, że mogłeś podnieść rękę na Namjoon'a, jesteście przyjaciółmi - powiedziałam poważnie - Co się z tobą dzieje Taehyung?
- Nie wiem June... - pokręcił głową - Wydaje mi się, że stres w związku z kontraktem, od jutra zaczynamy już z naprawdę ciężką pracą, boje się, że nie dam rady... Jeszcze czuje, że cię zaniedbuje..
- Posłuchaj mnie - złapałam go za dłonie - Jesteś wspaniałym wokalistą i masz niesamowitych ludzi, którzy cię wspierają i w ciebie wierzą, więc ty też uwierz dobrze? - pokiwał lekko głową - A mną się nie przejmuj.
- Nie potrafię, czasami myślę, że łatwiej by nam było gdybyśmy byli przyjaciółmi - zawahał się - Przepraszam, nie powinienem tego mówić.
- Powinieneś - odparłam.
- Bo ja cię kocham June, naprawdę cię kocham, ale to wszystko się naprawdę szybko dzieje, a ja cię ranię - dotknął delikatnie mojej spuchniętej kości policzkowej - To boli June..
- Jeśli uważasz, że tak będzie lepiej - mruknęłam.
- Kocham cię June, pamiętaj o tym - przyciągnął mnie do siebie i pocałował w głowę - I chce tylko twojego szczęścia.
- Ja twojego też - odpowiedziałam cicho. Poczułam w sercu ból, ale i jednocześnie ulgę. Wiedziałam, że on ma rację, że będziemy się tylko ranić. Żadne z nas teraz nie ma czasu na związki i oboje będziemy cierpieć będąc razem. Kochałam go.. Byłam tego pewna, ale byłam pewna, że kocham go jako przyjaciela i brata. Zawsze będzie najbliższy mojego sercu, ale ono należy do kogoś innego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz